21 grudnia 2011

Świąteczny manicure


Znalezione na necie.
Idealne na nadchodzące święta.















Wspomnienia z Zakopanego




Za kilka dni mija rocznica naszego pamiętnego wyjazdu do Zakopanego. Miały być łyżwy, narty, spa.... Cały tydzień. Zaplanowane trasy na Gubałówkę, Morskie Oko może Giewont. Wyszło tak, że zamiast tygodnia były 2 dni w tym 8 godzin w szpitalu.

Nikomu nie życzę żeby musiał korzystać z chirurga lub ortopedy w grudniu w Zakopanem. Na ostrym dyżurze przyjmował tylko jeden lekarz. Czekało się około 8 godzin, same połamane kończyny, rozbite głowy i co chwile nowe osoby dowożone karetkami ze stoków. Nie było żadnego prywatnego lekarza w całym mieście ( byłam skłonna skorzystać nawet z prywatnej praktyki byle było szybko i mniej bólu ).

Zaskoczeniem było dla mnie też to, że "obsługa" nie chciała udostępnić tabletek przeciwbólowych poszkodowanym. Poszkodowani byli przyjmowani "na akord": najpierw wizyta u lekarza, skierowanie na rentgena, zdjęcie, powrót do lekarza, wizyta w gipsowni, następny.....

Ja podczas wizyty w jacuzzi poczułam ból w kolanie. Nie mogłam nogi ani wyprostować ani też zgiąć. Wiedziałam, że nie jest to złamanie, bo przecież nie uderzyłam się ani nic. Ot, coś zabolało. Lekarz wmawiał mi oczywiście, że to złamanie na stoku. Nie wiem jakim cudem skoro nawet nie zdążyłam być na stoku, nie zdążyłam nawet ubrać kombinezonu ani butów narciarskich. Po rentgenie stwierdził, że nie wie co się stało z moim kolanem ale musi mi spuścić krew z kolana bo chyba coś pękło.

Byłam przerażona. Mówię, że się boję, a on na to, że jak nie chce to mogę sobie stąd iść i mnie wypisze. Już nic się nie odzywałam. Zacisnęłam zęby i poszło. Wbito mi igłę w kolano bez znieczulenia i spuszczono 2 strzykawki prawie brązowej krwi. Potem miałam dokuśtykać do gipsowni. Nie zgodziłam się na gips. Kolano puchło więc mogłabym narobić sobie jeszcze większych problemów. Zamiast bezpłatnego gipsu zaoferowano mi szynę usztywniającą na rzepy, na całą nogę za 150 zł. Zapłaciłam i z usztywnioną nogą, kuśtykając wróciłam do hotelu. Po drodze jeszcze straciłam przeszło 200 zł w aptece ( jakieś tabletki, zastrzyki, które miałam sobie sama robić w brzuch ). Na drugi dzień wracaliśmy już do domu. Kolano puchło, bolało. 

Po 8 godzinach drogi ( z usztywnioną, wyprostowaną nogą w powietrzu ) zdążyłam jeszcze do zaprzyjaźnionego ortopedy, który mnie od razu przyjął. Wiedział po obejrzeniu zdjęcia RTG co się stało. Zerwanie wiązadeł rzepkowych. Pochwalił, że odmówiłam gipsu, okazało się, że szynę taką można kupić za 50 zł w każdym szpitalu no i kazał kupić jedną kulę i usztywniacz na rzepkę za 30 zł. Po 3 miesiącach "podszywania się pod dr Housa" i kilku zastrzykach pod rzepkę, mogłam wrócić do pracy, do normalnego chodzenia i lekkich ćwiczeń na bieżni. Jednak co jakiś czas podobno ma mi się ta kontuzja odnowić, niestety.

I takie właśnie mam świąteczne wspomnienia z Zakopanego. Przez te 2 dni zdążyłam jednak zobaczyć Krupówki, spróbować kwaśnicy i miodu pitnego. Nawiązać nowe znajomości siedząc 8 godzin w szpitalu, wysłuchać wrażeń z wypadków ze stoków i posłuchać języka esperanto ( akurat był światowy zlot ). Zrobiłam też kilka zdjęć z okna pokoju. Widok był akurat na Giewont.