22 stycznia 2013

Bejbi blues



Z niecierpliwością czekam na "Drogówkę", ale między czasie udało mi się obejrzeć inne dwa polskie filmy: przejmujący "Bejbi blues" i przereklamowanego "Sępa" ( marketing czyni cuda - tutaj się to potwierdza na setkę ).



Dziś będzie o "Bejbi blues". Jest to dramat obyczajowy reżyserowany przez Kasię Rosłaniec znaną z "Galerianek". Fabuła dotyka szerzącego się ostatnio problemu nieletnich matek, które chcą mieć dziecko, bo tak jest fajnie i znane gwiazdy też je mają. Bohaterką jest 17 - letnia niedojrzała dziewczyna, dla której liczą się ciuszki, chłopak, a dziecko to najmodniejszy hit sezonu. Nie jest to dziewczyna z "dobrego domu", jej matka widać, że też mało dojrzała, w głowie sama "sieka, plewy i pocięte gazety". Ale nie będę pisała tu streszczenia filmu.

Kasia postawiła na młodych, nieznanych aktorów i fajnie, podkręciło to tylko dramat filmu. Muzyka, szczególnie piosenka "Laleczka z saskiej porcelany" na długo wbija się w głowę. Jedyne co mi przeszkadzało, a pewnie miał być to odwrotny efekt, to niespodziewane luki w montażu. Zawsze pojawiały się nie w tym momencie co powinny i tylko drażniły. Plusem są ujęcia kręcone z ręki, pokazujące codzienne czynności. Powodują, że film  i bohaterowie są wiarygodni, normalni, nasi.

Nie rozumiem tylko co autor miał na myśli nadając taki tytuł filmowi. Baby blues to w skrócie depresja po porodzie. W filmie nie ma nic o tym zjawisku. Tego akurat nie rozumiem.

Ogólnie film zwraca uwagę, pozostaje na długo w głowie, trzeba go nieźle przetrawić. Główną bohaterkę albo się lubi i żałuje, albo nienawidzi. Na szczęście nie widać w trakcie filmu żadnej przemiany bohaterów, bo byłoby to mało wiarygodne, co więcej, trąciłoby tanim dramatem romantycznym. Zaskakujące jest też zakończenie filmu. To nie jest łatwy film, dotyka ciężkiego, szybko rozprzestrzeniającego się problemu. Po obejrzeniu albo będzie się podobał, albo go znienawidzicie.