15 czerwca 2012

Praga ( Praha )




Zbliża się nasza 5 rocznica ślubu. I znów to ja musiałam coś wymyślić, bo mój romantyczny przed ślubem, małżonek jakoś nie kwapił się żeby coś zdziałać. Wypady do kina już się nam znudziły ( dość często tam zachodzimy, więc nie było sensu ), uroczysta kolacja w restauracji była już w zeszłym roku, wyjazd do SPA też już był ( jeździmy co roku podładować akumulatory ). Więc na 5 rocznicę trzeba było wykombinować coś innego.

 Padło na Pragę. Czechy zwiedzałam już wcześniej, ale Pragi jakoś nie było okazji. Mówiono mi, ze jest piękna, że warto ją zwiedzić, że to niezapomniane chwile.

 Zakupiliśmy 4-dniowy pobyt w hotelu z niespodzianką ( jakiś tam masaż pleców, powitalne małe piwo i bilety wstępu na wieżę Petrin ale tylko schodami, za windę trzeba osobno dopłacić ) i wyruszyliśmy na podbój Czech. 
Wycieczkę wybraliśmy akurat w terminie gdzie u nas zaczynało się Euro. Stwierdziliśmy, że nie będzie wtedy dużo turystów i …. Jakże się pomyliliśmy. Totalna katastrofa. Przejście mostem Karola i wykonanie kilku dobrych, podkreślam dobrych, fotek jest niewykonalne. 

Zacznę jednak od początku. Zatrzymaliśmy się w hotelu Brillant. Miał 3 gwiazdki, nie wiem przez kogo, kiedy i za co były przyznawane. Czasy świetności tego hotelu przypadły chyba na lata dwudzieste ubiegłego wieku.

Recepcja – zapomnij, że dogadasz się po angielsku, ni kuta, nikt nie anderstend, załoga w ilości 3 Pań, a tylko 1 rozumie trochę po polsku, ale nie mówi,  nie znasz czeskiego – masz problem.

Czystość – nie wiem czy wiedzą co to znaczy, ogólnie w pokojach pełno pająków, okna tylko uchylane zapomnij o przewietrzeniu, przez 4 dni pobytu nikt ani razu nie był posprzątać, śmieci należy samemu wyrzucać, mi się trafiła okazja – prześcieradło z dwiema wielkimi plamami po…. No wiecie, takie tam białe, ludzkie plamy. Chciałam wymienić na drugie z łóżka obok – zapomnij, tam też takowe były. W promocji dostaliśmy też tłuste, wielkie plamy na ścianach, grzyba w łazience. Dodatkowo przytrafił nam się pokój bez lodówki ( obok sąsiedzi mieli, starą, buczącą ale mieli ). My nie. No cóż, jak to mówią tylko „co drugi głupi ma szczęście”.  O łazience nie wspomnę, do dziś odczuwam zapach i widok grzybów przy prysznicu i kroczącego, z dumą biorącego kąpiel pająka. 

Wykupione mieliśmy na szczęście tylko śniadania, zresztą i tak przez 2 dni zabrakło ich dla nas. Poskarżyliśmy się w recepcji, ale tam uświadomiono nas, że recepcja hotelowa i restauracja to nie to samo i tam mamy iść na skargę. To poszłam – pytam się czemu w 1 dzień nie było oprócz żółtego sera nic do obkładu ( do końca śniadania było jeszcze 1,5 godziny a na szwedzkim stole brylowało tylko masło, ser i płatki z kefirem albo czymś innym, białym i gęstym ), pytam się też czemu w 2 dzień nie starczyło dla nas pieczywa i kiedy będzie ( do końca śniadania jeszcze 2 godziny ). Pani nie umiała mi odpowiedzieć, ani po angielsku, ani po polsku, wydukała tylko po czesku, że pieczywo wyszło i zamówiło się  więcej ale nie wie kiedy przyjedzie. 

Na szczęście hotel jest usytuowany blisko marketu Bila i metra, więc zakupiliśmy co trzeba, zjedliśmy i pojechaliśmy zwiedzać Pragę. 

Pierwszego dnia zwiedziliśmy część prawego brzegu Wełtawy: Stare Miasto, ratusz z zegarem Orloj, rynek, Miejski Dom Reprezentacyjny, jakieś kościoły i muzea ( było ich tyle, że nie pamiętam ), dzielnicę żydowską Jozefov. Nogi z d … prawie powychodziły, ale, że ja aj lajk it, to dotarliśmy jeszcze do Mostu Karola, na który postanowiliśmy wejść kolejnego dnia gdyż tego było z „letka” tłoczno. Co się okazało tam jest tak zawsze!!!!!!!!

Zmęczeni wróciliśmy do naszego Brillantowego hotelu, tam w kolejnej restauracji ( która też nie należała do hotelu ) zamówiliśmy obiad. Pani była miła, znała troszku polski i dość komunikatywnie angielski. Jedzonko było super, porcje jak dla „chłopa pracującego w polu” ( kolejnym razem wzięłam już tylko pół porcji ), i dość tanie. Był tylko jeden problem, chciałam spróbować czegoś czeskiego ( mogły być nawet te osławione knedlićki ), ale niestety, kuchnia nie serwowała czeskich dań ( kolejnego dnia zeszłam pół Pragi i też nie znalazłam żadnego miejsca gdzie podają coś czeskiego, za to wszędzie można było zjeść gulasz i pizze ).

Po takiej wycieczce należało wziąć prysznic, ale jak???? Wchodząc do łazienki odbijała mi się „oranżada z mojego przyjęcia”.  Tak błyskawicznie to chyba jeszcze nigdy się nie myłam. Plusem jedynie było to, że woda w Pradze jest o wiele lepsza niż u mnie we Wrocku. 

Drugi dzień to już wjazd na wieżę Petrin, zwiedzanie Hradczan z zamkiem i katedrą i powrót Mostem Karola. Do tego obiadek na mieście, zakupy i powrót do hotelu. Ogólnie zrobiliśmy pieszo jakieś 25 km.

Wnioski z wycieczki:
  1. Czesi niezbyt nas lubią i myślą, że jesteśmy zacofani i wredni ( mimo to udają, że jesteśmy wspaniali )
  2. Problem z płatnością kartami w miejscach zwiedzania ( należy zaopatrzyć się w gotówkę ), przygotuj się na stanie w kolejkach po bilety, chcesz zobaczyć honorową zmiane warty na Hradczanach przyjdź kilka godzin wcześniej.
  3. Ceny w Sephorze troszkę mniejsze niż u nas, w H&M takie same.
  4. Chcesz zjeść w Pradze coś czeskiego – może być problem.
  5. Nie licz na to, że to miasto kiedyś opustoszeje, a już na bank nie Most Karola
  6. Polacy są wredni, uważają się za Bogów a kipią cwaniactwem, prostactwem i brakiem kultury ( czytając cennik zostałam podeptana, uderzona kilka razy ręką, nogą, aparatem i plecakiem przez naszych rodaków oczywiście bez słowa „sorry”, dodatkowo jak zwróciłam uwagę to zostałam zjechana, że się pluję i mam wrzucić na luz – mam 40 kg wagi i mierzę 160 cm a pretensje miał do mnie nafaszerowany sterydami, wyżelowany i wysolariumowany pedancik z postawiony kołnierzykiem polo o wzroście może 180 cm i wadzę około 100 kg ).
  7. Praga wcale nie jest taka piękna jak ją opisują. Jest ładna, ale helloł naszemu Wrocławiowi, Toruniowi, Krakowowi nic nie brakuje. W ogóle Praga jest przereklamowana.
  8.  Zabawka Krecika kosztuje od ( maciupeńki brylok ) 300 koron – do ( taka ok. 20 cm ) 700 koron. Oprócz Krecika nie było postaci z Sąsiadów ( Pata i Mata ), a z pamiątek można kupić taki sam badziew jak u nas czyli: koszulki piłkarskie, jakieś matrioszki, pełno dziwnej biżuterii i obrazów, a także meny meny różnych nikomu nie potrzebnych rzeczy z napisem Praha.

Być może obraz Pragi zepsuł mi ten hotel. Nie wiem. Wiem, że Pragę warto zwiedzić, żeby móc się wypowiedzieć i porównać. Wiem, że Czesi, którzy są teraz we Wrocławiu i bawią się w fanzonie to niezłe aparaty, w pozytywnym znaczeniu. Wiem, że ich reprezentacja czuje się u nas świetnie i że przyjęcie jakie zgotowali im polscy kibice przejdzie do historii. To miłe.

I tu przytoczę klasyka: „Swego nie znacie, cudze chwalicie”!!!

Ten post miał być tylko ogólnie o wyjeździe i miała to być mała fotorelacja z wyprawy. Ale tak mnie jakoś naszło na wspomnienia i foty będą w następnych postach.