Po kilkudniowym odpoczynku w Janowcu, o którym możecie poczytać o tutaj. Wybraliśmy się do Kazimierza. Słyszeliśmy o nim bardzo dużo i całkiem przyjemne rzeczy, więc czemu nie. Problemem było tylko to, że większość pozytywów dotyczyła lata a nie zimy :(.
Zimą w Kazimierzu jest nudno. Nie ma co robić, nie ma gdzie zjeść. Zamek i baszta zamknięta od roku albo i dłużej ( trwa remont ). Można zwiedzać kościoły i synagogi. Można wejść na Górę Trzech Krzyży ( jak jest zaśnieżona podejście bywa bardzo niebezpieczne ) i podziwiać Kazimierz z góry.
Rynek. Rynek jest piękny. Zimą wyludniony. Przepiękny ratusz, puste studnie. Brak żywej duszy. Wszystko zasypane śniegiem. Tylko mróz szaleje i nie odpuszcza nikomu.
Niestety problem pojawia się też wówczas gdy zachce się jeść. W rynku otwarta jest jedna restauracja gdzie wieje pustkami i raczej ogólne wrażenie nie zachęca do skorzystania oraz jeden otwarty pub, w którym zastaliśmy tylko jednego klienta, który raczył się piwkiem, a prawdę mówiąc miał już chyba konkretnie dość. Zrezygnowaliśmy. Nie ma to jak zamrożona pizza za 3,5zł odgrzana w mikrofali w naszej noclegowni :)
I tak oto z trzech dni, które chciałam tam spędzić zrobiło się raptem dwa i szybko uciekaliśmy do domu. Kazimierz polecamy ale latem.
A to moje marzenie, które spać mi nie daje. Mój ideał. Dokładnie taki jaki sobie wymarzyłam. Kredens - ideał.