Po AliG i Boracie myślałam, ze Sacha Baron Cohen już mnie
niczym nie zaskoczy.
Wtedy powstał Bruno. Moim zdaniem, chyba najgłupszy film Sachy,
do którego jakoś nie chciałam wracać.
Dyktatora wyczekiwałam z niecierpliwością, bo przecież co
jeszcze może wyśmiać Cohen. Wszystko w sumie już było.
Dyktator opowiada historię admirała generała Aladeena, który
jest mieszaniną największych dyktatorów. Rządzi Wadiyą, wszyscy w kraju go
nienawidzą i życzą mu śmierci, a on skazuje wszystkich na śmierć, robi
wszystko, żeby nie wprowadzić demokracji w swoim kraju, wykorzystuje seksualnie
kobiety, dzieci i mężczyznom też nie przepuści :).
W filmie nie znajdziemy górnolotnych dowcipów, to raczej
obleśny, prostacki, wulgarny i czasami chamski obraz. Obśmiewa naród
amerykański, rasizm, politykę, a przy tym także feministki, obrońców praw
człowieka, stereotypy, które nami rządzą.
W filmie widać jak niesamowitym aktorem jest Sacha, jak
szybko potrafi odnaleźć się w każdej roli i jeszcze ten język angielski,
którego uwielbiam….
Postać Aladeena jest genialna, niby jest arabem ale tak naprawdę
nie jest, mówi nie po arabsku tylko po hebrajsku, udaje chińczyka, typowy
rasista, szowinista, a w środku miły, zagubiony, pragnący przytulenia facet,
którego feministka uczy masturbacji. Czy można wymyślić coś jeszcze bardziej
pokręconego??? Aż się boję kolejnego filmu Cohena.
A co do muzyki, potęguje ona głupawe skecze filmu, jest ich
uzupełnieniem, idealnie wpasowana. Są to częściowo znane utwory zaśpiewane w
języku arabskim lub hebrajskim ( sama dokładnie nie wiem ). Zresztą
posłuchajcie sami:
To nie jest inteligentny film, to typowy odmóżdżacz po
przepracowanym tygodniu. Nie trzeba się wysilać. Po prostu usiąść i się śmiać. Humor
jest prosty, niezbyt wyszukany, czasami wręcz obleśny. Jeśli ktoś jest wrażliwy
to uwaga!!! Niektóre sceny przyprawiają o mdłości.
Nie każdy jest fanem filmów i postaci Sachy, a ten film to naprawdę
duża dawka „ciężkiego humoru”. Jeśli nie jesteś fanem to lepiej sobie odpuść!!!