Veni, vidi, vici mogłabym napisać, ale być w Karpaczu i nie widzieć Śnieżki to raczej porażka.
Od dawna chciałam wejść na szczyt, a tu pogoda pokrzyżowała nam plany.
Od rana lało, a z hotelu nawet nie widzieliśmy gór, bo chmurzyska nam je zasłoniły.
Pytanie było jedno: ryzykujemy i idziemy?
No, ale żem osioł uparty, po mamusi to jak sobie zaplanowałam taki spacer to nie ma bata we wsi iść musiałam.
Chwilowo z nieba nic nie leciało, zapakowaliśmy się w plecak i ruszyliśmy na szczyt.
W związku z tym, że jesteśmy leniami, a chcieliśmy zobaczyć tego dnia Śnieżkę, dolinę Małego Stawu, dziki wodospad, kościółek Wang i zaporę na Łomnicy zdecydowaliśmy, że na górę wjedziemy wyciągiem a potem zejdziemy pieszo.
Tylko cholera nikt nam nie powiedział, że to jest 15 km na pieszo!!!!!!
Pełni zapału i werwy ( jeszcze! ) dotarliśmy do kasy pierwszego wyciągu gdzie zakupiliśmy bilety ( normalny 9 zł/osoba ) i profilaktycznie płaszcze przeciwdeszczowe ( 7 zł/szt. ). Na szczęście stylowe płaszcze się nie przydały, ale szaliki i ciepłe kaptury jak najbardziej.
Wjeżdżając wyciągiem na górę zostaje zrobione nam zdjęcie, za które oczywiście trzeba zapłacić, ale my, zakręceni nawet go nie odebraliśmy, w sumie to nawet nie wiedzieliśmy gdzie je odebrać i tym samym zaoszczędziliśmy parę groszy.
Jak już wyciąg nas wyrzucił to wyruszyliśmy oblookać ten dziki wodospad. Okazało się, że to parę kroków więc banan na twarzy i jazda. Dotarliśmy, ludzi pełno, panna młoda moczyła sobie suknie, ludzie pstrykali zdjęcia więc gorsza nie byłam, a co tam, zapodałam foty swoim Nikonem.
Po tej sesji ruszyliśmy na wyciąg na Kopę. Tam bilety już trochę droższe ( 24 zł/osobę ).
Tu też robią zdjęcia, ale za ile i gdzie odbiór to nie wiem, ponieważ wracaliśmy pieszo a to podobno można dostać przy zjeździe.
Nic straconego, jedziemy wyżej a tam przed nami, za nami i z boku przepiękne widoki, które zawsze mnie zachwycają.
Jak widzicie na środkowym zdjęciu, Śnieżki nadal nie było widać.
Jak już wysiedliśmy, postanowiliśmy, że nie będziemy szli na sam szczyt ( gdzie można zobaczyć Obserwatorium Meteorologiczne, Kapliczkę św. Wawrzyńca ).
Ze szczytu widać podobno niesamowite panoramy , a widoczność czasami jest nawet do 200 km. Przy pogodzie jaką zastaliśmy oprócz chmur nie było widać niczego, więc szczyt sobie odpuściliśmy ( będzie pretekst żeby przyjechać raz jeszcze :) ).
Za to rozpoczęliśmy nasz 15-kilometrowy spacer.
Widoki były, jak to w naszych górach, piękne, czasami mrożące krew w żyłach, czasami zaskakujące, czasami wkurzające ( szczególnie leniuchujące na rowach puszki po piwie ). Szliśmy szlakiem niebieskim, co dla nas początkujących i od zawsze mieszczuchów było i tak sporym wyzwaniem.
Tak spacerując i dyskutując ( i to zawzięcie ) dotarliśmy do Schroniska Strzecha Akademicka, w sumie jeszcze pełni wigoru nie zatrzymywaliśmy się i podążyliśmy dalej w stronę Małego Stawu.
I tu zaczęło się marudzenie, czyli mamy pierwszy kryzys. A daleko jeszcze, a kolano mnie boli ( dodam, że miałam pozrywane wiązadła rzepkowe, o czym opowiadałam TUTAJ i długie spacery mnie męczą ). Gdy nagle przede mną wyrósł ten widok:
I tak oto dotarliśmy do Małego Stawu i zatrzymaliśmy się na kanapki i gorącą herbatkę w Schronisku Samotnia.
Niestety byłam tak zaabsorbowana widokami, że zapomniałam z wrażenia zrobić kilku fotek. Te wyżej były zrobione już na szybko gdy wychodziliśmy dalej.
Za to taka herbatka, pyszna, ciepła z kanapkami po tylu godzinach włóczenia się po kamiennych ścieżkach to jak miód w gębie, jakby człowiek jadł kawior czy trufle i zapijał francuskim szampanem.
No ale pojedli, popili to wypier..... jak mówi polskie przysłowie, więc dupsko w troki i idziemy dalej. Przed nami jeszcze Świątynia Wang i zapora na Łomnicy.
Kolejne kilometry, krople deszczu ( w sumie taka delikatna mżaweczka ), marudzenia i narzekania za nami, a przed nami Kościół Wang.
Oczywiście jak to w Polsce bywa najpierw azymut kasa. Tam bilety ( normalne 7 zł/ osoba ) i dodatkowo kasa za fotografowanie ( 5 zł ).
Świątynia Wang jest otwarta codziennie w godzinach 9-18 ( 15 IV - 31 X ) oraz 9-17 ( 1 XI - 14 IV ), a w niedziele od godz. 11 30. Nadal odbywają się w nim nabożeństwa dla Parafian i Turystów ( w niedziele i święta o 10 ), a dla turystów w języku niemieckim ( od V do IX ) w niedziele o 9.
Za świątynią można zobaczyć zabytkowy cmentarz, z którego podziwiamy widok na Kotlinę Jeleniogórską i Karkonosze.
Świątynie zbudowali w XII wieku Norwegowie w miejscowości Vang, a w Karkonosze przywieziono ją w 1842 r.
Kościół jest wykonany z drewna bez użycia gwoździ, można podziwiać tam rzeźby lwów nordyckich, stylizowane krużganki i granitową dzwonnicę.
Obok kościoła jest dom parafialny, księgarnia, punkt medyczny, rzeźba przedstawiająca wskrzeszenie Łazarza, pomnik hrabiny von Reden. Jest tam też punkt wyjściowy na Śnieżkę i główne szlaki karkonowskie. Oczywiście oprócz tego jest pełno stoisk z jedzeniem i badziewiem.
Ogólnie świątynia wewnątrz nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ale co byłam i zobaczyłam to moje, aaa no i wysłuchałam, bo wchodząc do środka najpierw przez głośniki wita nas przewodnik i opowiada o historii zabytku ( jest nudno, okropnie nudno !!! ).
Po tak miłym, wyczerpującym i pełnym wrażeń dniu dotarliśmy na zaporę na Łomnicy ( po drodze zahaczając jeszcze o sklepy z pamiątkami oczywiście ).
Tutaj pstryknęliśmy sobie kilka zdjęć i pędem udaliśmy się do hotelu.
A tam już tylko prysznic i gorąca obiadokolacja.
Po takim spacerze wszystko smakowało obłędnie i znikało w sekundach.
Do Karpacza muszę jednak wrócić, no bo być tak blisko Śnieżki i nie wejść na szczyt to niewybaczalne. Muszę zobaczyć te panoramy :)
Och, uwielbiam Karpacz i blisko mam do niego.Piękne fotografie. Zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://lifegoodmorning.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie
Karpacz mogę odwiedzać permanentnie i wciąż zachwycam się jak za pierwszym razem.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na troszkę cieplejsze klimaty, jak na razie:
http://lifegoodmorning.blogspot.com/
Widzę, że wakacje były na Malcie:) U mnie w tym roku była Kreta, ale nie mam kiedy zrobić postów :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle będę czekała. Na Krecie nie byłam,więc chętnie zobaczę. A jest tam co zwiedzać, czy to bardziej kierunek do plażowania? Popracowałam sobie trochę w Grecji i póki co obieram inne kierunki, choć kraj cudowny!
OdpowiedzUsuńI jest co zwiedzać i jest gdzie poplażować, dla każdego coś się znajdzie:) Ja też wyjątkowo w tym roku obrałam ten kierunek, bo zazwyczaj zwiedzaliśmy hiszpańskie wyspy
OdpowiedzUsuńO Hiszpanii już nawet nie wspomnę.Marzę...:)
UsuńDziki Wodospad jest niezwykle urokliwym miejscem, polecam kilka innych ciekawych ujęć karpacz.net/galeria-74/dziki-wodospad-284
OdpowiedzUsuńTen wodospad to moje ulubione miejsce :)
OdpowiedzUsuń