03 grudnia 2012

Maciej Maleńczuk we Wrocławiu



Udało nam się zakupić dosłownie ostatnie bilety na koncert Maleńczuka. 
I to w pierwszym rzędzie!!! 
Niestety w sektorze A czyli z boku, no ale zawsze ... pierwszy rząd :). 
Okazało się, że jeszcze mamy miejsca zaraz przy wyjściu/wejściu na scenę :)



Koncert jak to koncert. Było miło i głośno. 
Maleńczuk pograł i pośpiewał, my posłuchaliśmy i pośpiewaliśmy. On poopowiadał o swoim życiu ( bajka o babci i jej zastawie ze swastyką rozbawiła mnie do łez ) my poklaskaliśmy. Były największe przeboje, był bis. 

Ruchy sceniczne ma opanowane do perfekcji ( mój On mówi, że mam takie same) :). Zdziwiła mnie tylko średnia wieku publiczności, bo wyglądało to jakby jakiś dom seniora dostał pakiet biletów. Młodzieży mało. Ale ja nie poszłam oglądać publiczność tylko posłuchać "Każdy barman jest dla mnie jak matka" no i "Ostatnią nockę". Posłuchałam, pobawiłam się, pośpiewałam i wszystko byłoby fajnie gdyby nie ochrona koncertu. 

Tkwi przekonanie, że w firmach ochroniarskich pracują osoby dorabiające sobie na rencie czy też emeryturze lub.... hmmm delikatnie mówiąc o ograniczonej inteligencji. Staram się nie oceniać ludzi po pozorach, a do tego znałam kilku takich co pracowali w takiej firmie i wcale nie zgadzałam się z tym stereotypem. 
No ale na koncercie panowie potwierdzili panującą w społeczeństwie opinię na swój temat. Menadżer Pana Maleńczuka powiedział, że spokojnie od drugiej piosenki można robić zdjęcia i nie ma żadnego problemu, zresztą nigdzie nie było podane, że "gwiazda wieczoru" nie życzy sobie zdjęć. Nie było też żadnych znaków zakazujących fotografowania. 

Nagle jakiemuś panu ubzdurało się, że jednak nie można pstryknąć fotki. Dlaczego? Nie wiadomo, chyba chciał pokazać jaki jest tam ważny. Zresztą po raz pierwszy spotkałam się z tym, że podczas koncertu rockowego czy też temu podobnemu nie można fotografować ( i nie mówię tu o lataniu koło, przed i na scenie jak paparazzi ). Ot, kilka zdjęć. No ale... 

Jak wspominałam siedzieliśmy w pierwszy rzędzie przy wejściu więc  ochrona stała obok nas i kiedy próbowaliśmy zrobić zdjęcie ( bez lampy ) otrzymaliśmy info, że nie wolno. Więc ja się pytam dlaczego? A panowie, że nie, bo nie. Brnę dalej i znów: dlaczego? Bo nie wolno, bo szef nie kazał. Więc mówię, że nie ma tu zakazu i ludzie z centrum sali, ze środkowego sektora i z naszego z głębi walą zdjęcia z lampami ino buczy. A pan do mnie, że ja nie mogę, bo mam za duży aparat.. 

I tu nastąpiła mała konsternacja, trochę mnie przytkało, wybił mnie z tropu ( bo co ma wielkość aparatu do tego, że inni mogą, tym bardziej, że mam aparat normalny Nikon D60, ale fakt jest trochę większy od komórki ). 

Gdy już przetrawiłam, ich argumenty brnę dalej, bo nie lubię jak się ze mnie debila robi. Pytam co ma wielkość aparatu do tego i dlaczego inni z publiczności mogą robić zdjęcia komórkami i aparatami podobnymi do mojego ( z dala dokładnie nie widziałam jakie to modele ) a ja nie i czemu nie pójdą im zabronić. A panowie nadal swoje, jak zdarta płyta, nie bo nie, bo nie, bo nie. Aha i jeszcze dodał, że może mi zrobić godzinny wykład o wielkości mojego aparatu.

 ??????  

No takie argumenty do mnie nie przemówiły, widzę, że argumentacja i percepcja tych osobników płci męskiej jest ograniczona, więc odpuściłam. Udało mi się pstryknąć 3 fotki ( które szału nie robią ) i taką mam pamiątkę :). No i jak tu nie ulec stereotypowi pracownika ochrony??





2 komentarze:

  1. Eh... na takich to szkoda nerwów!
    Na koncercik też myślałam, żeby pójść, ale niestety kolosa mi dowalili! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykre to co piszesz. Nie, żebym uparcie się trzymała płacisz to wymagasz...ale nie dziwie się Twojej irytacji. Ochroniarzowi przydałby się wywiad kultury osobiste i rozsądnego podejścia do tematu, a nie o Twoim aparacie... brak słów :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!

Jeśli piszesz jako Anonim proszę podpisz się