Z Knossos do Heraklionu ( Iraklionu, Chandaku, Kandii czy Megalo Kastro i nie wiem ile jeszcze tych nazw ono posiada ) to dosłownie rzut beretem, jakieś 6 km, więc z wykopalisk pojechaliśmy pozwiedzać to największe miasto Krety.
Powiem tak: no dupy nie urwało, myślałam, że więcej jest tam do zwiedzania, przecież przewodnicy tak zachwalali.
Muzeum Archeologiczne, które liczy XX sal, od wieki wieków jest remontowane i czynna jest tylko jedna sala, gdzie tłumy obijają się jak muchy zamknięte w słoiku. Odpuściliśmy.
Idziemy zwiedzić słynną fontannę Morosini, podobno jest piękna, wielka, ma 4 lwy i jest to jeden z najważniejszych i najładniejszych zabytków Krety. Wyobrażałam sobie coś podobnego do Fontanny Di Trevi i jakież to zdziwienie przeżyłam kiedy dotarliśmy do Morosini. Wokół pełno meneli, żebraków, brudnych, cygańskich dzieci, fontanna pełna śmieci i nie działa. No nic, zdjęcie ( udało się bez mistrzów drugiego planu ) i idziemy dalej.
Kolejny punkt zwiedzania Wenecka Loggi, dzisiaj Miejska Sala Konferencyjna, niestety chwilowo niedostępna przez jakiś protest, strajk itp. No cóż, zdarza się nawet najlepszym :)
No to obijając się o tłum protestujących dotarliśmy, a raczej zaniesiono nas do cerkwi św. Tytusa. Tu usłyszeliśmy trochę ciekawostek o prawosławiu, Tytusie, historię cerkwi i poszliśmy zwiedzić środek.
W środku jak zawsze na bogato, przepych złota itp, na zewnątrz, jak to bywa w całym świecie pod kościołami, bieda, bieda, bieda, żebracy.
Jednego tylko nie potrafiłam zrozumieć, większość z naszej wycieczki to zagorzali katolicy ( ochrzczeni, przyjmujący komunię, spowiadający się, chodzący na mszę, biorący śluby w kościołach ) , to dlaczego wchodzili do cerkwi i modlili się w jakiś intencjach? Przecież to inny kościół, inna religia, inne wyznanie. To tak jakby katolik modlił się do Buddy, Allaha, Satana czy Kryszny. Przecież przykazanie mówi wyraźnie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, więc dlaczego inteligentny Polaczek - katol modli się do obrazów prawosławnych, zapala świeczkę w swojej intencji w kościele innego wyznania??? Nie zrozumiem nigdy ludzi!!!
Potem dostaliśmy wolne od przewodnika, my wstąpiliśmy do marketu kosmetycznego obok cerkwi na małe zakupy ( wiadomo renomowane kremy, kolorówka, perfumy w niższych cenach niż u nas, więc trzeba zrobić zapas do następnych wakacji :)).
Następnie udaliśmy się do portu. Ooooo tak, to jest to czego chciałam. Przepiękne mury obronne, port i cudowna średniowieczna wenecka forteca Rocca al Mare ( z greckiego Koules ). Idąc murem wysokim na przeszło 2 m, fale są tak wielkie, że raz po raz robią przechodniom prysznic. Forteca przepiękna, widoki zjawiskowe, ogromne, przerażające fale, tyle wdzięku i zabawy z falami.
Uwaga tylko na usta i buty, bo zasolenie powietrza jest wielkie :) i po chwili oblizując się można tego nie zdzierżyć, buty też robią się całe białe. Ale frajda jaką daje ucieczka przed ogromną falą jest ogromna!!!
Aż nie chciało się stamtąd uciekać, no ale czas gonił, jeszcze tylko obskoczyliśmy miejscowe targowisko, żeby pokupować prezenty dla rodziny oraz miejscowe sklepy, żeby zaopatrzyć się w pachnące przyprawy, kreteńską oliwę, kilka naturalnych kosmetyków z oliwek i robione tylko na Krecie wino z miodu.
No i wróciliśmy do Sissi. Tam okazało się, że w miejscowych marketach ceny są znacznie niższe niż w Heraklionie i przepłaciliśmy za wszystko łącznie o jakieś 100 euro :). Niestety za głupotę i lenistwo ( trzeba było ceny sprawdzić przed wyjazdem ) trzeba płacić :). Kolejna wycieczka to już wyprawa do Ierapetry, ale to w następnym poście.
O poprzednich wycieczkach po Krecie możecie przeczytać we wcześniejszych postach:
Najpierw sprawdzę czy mój komentarz będzie wysłany.
OdpowiedzUsuńEL.